Spaliłbyś te swoje archiwa. Wystarczy, że
25/86 Sûreté kolekcjonuje każdy świstek. Więcej zebrali teczek, niż dusz jest w Paryżu. – Hej, un Dandy, na ciebie nic nie mają, boś manekin bez duszy – wtrąca ze swoim półksiężycowym śmiechem Podhorecki, wpatrując się w starannie przystrzyżone bokobrody Rozumowskiego, jego haftowaną kamizelkę, ciężki węzeł krawata i herbacianą różę, która wygląda, jakby wciąż tkwiła w rabacie. Nawet nogawki jasnych kraciastych spodni, opinających patykowate nogi hrabiego, nie są uwalane. Paryski brud się go nie ima. – Ty za to masz teczkę grubą jak Gruszczyński – odparowuje Rozumowski. – Ale patrzcie, ten tutaj na szpicla idealnie się nadaje! – wykrzykuje i w ten sposób zwraca oczy przyjaciół w stronę falującej kotary. – Niech mnie Matka Boska Częstochowska, Ostrobramska i Najrozmaitsza broni. – 26/86 Wyłaniający się z jej fałd ksiądz Ignacy Dzieżyński żegna się z rozmachem. Jakby sam siebie okładał dłońmi wielkości nagrobków. – Ty sobie z agentów nie rób śmiszków, bo tu się niezła awantura szykuje. Moskiewska ambasada knuje ponoć nową prowokację, żeby naszych do reszty poróżnić. – Ich się już bardziej skłócić nie da – rzuca Rozumowski i wskazuje księdzu krzesło obok siebie. Ale Dzieżyński tylko ogania się kolejnymi krzyżykami. – Nie uchodzi duchownemu – uzasadnia rejteradę falsecikiem, pasującym do kastrata z papieskiego dworu, a nie kapelana, który się więcej prochu nawąchał niż kadzidła. Rozumowski z Podhoreckim wymieniają się ironicznymi grymasami. Dla nich jest jasne, że to nie boskie przykazania, ale wąż w kieszeni powstrzymuje Dzieżyńskiego. 27/86 Zamiast księdza po chwili wahania dołącza do graczy trójka świeżo upieczonych modnisiów z jakiejś Koziej Wólki albo Pieścirogów. Ich fraki prosto spod igły, nietknięte jeszcze ręką praczki koszule, lśniące nowością krawaty od Demarne a i rękawiczki od Mayera oznajmiają dobitniej niż teatralne afisze: otośmy wprost spod mamusinej spódnicy, z tatusiową gotówką w kieszeni wylądowali w Paryżu, by się z wystraszonych prowincjuszy przemienić w lamparty. Ale