wdzięcznego wygięcia stopy wydawało się całe jak stworzone dla jego dłoni. Studiował je,
uczył się na pamięć wszystkich jego kształtów. - Czy mogę? - spytała zdławionym głosem. Przesunęła palcami po jego złotych włosach. - Lepiej jeszcze nie kończ - uprzedził ją miękkim jak welwet szeptem. Nie zrozumiała, co to miało znaczyć, lecz była szczęśliwa, pozwalając mu robić ze sobą, co tylko chciał. Jeśli to miało zrujnować jej reputację, w tej chwili nie obchodziło ją to ani trochę. Alec pocałował ją gwałtownie, chwytając za kark. - Połóż się na plecach - wyszeptał. - Chcę cię wziąć teraz. Spojrzała mu w oczy, pociemniałe w świetle świec. Wiedziała, że nadszedł czas. - Bądź ostrożny - poprosiła. - Oczywiście, kochanie. - Ujął twarz Becky w dłonie, pogładził kciukiem kącik jej warg i pocałował głęboko, oszałamiająco. Pocałunek rozproszył jej lęk. Położyła się powoli tak, jak pragnął, z oczami utkwionymi w jego oczach. Błękitny szlafrok nadal rozpościerał się pod nią. Mogła jeszcze zmienić zamiar, gdy Alec sięgnął po jakieś dziwne pudełeczko, leżące koło świecznika. Ale nie zrobiła tego. I wcale nie żałowała. - Co robisz? - spytała półgłosem, gdy naciągał drżącymi palcami coś w rodzaju cienkiej powłoczki na swoją wyprężoną męskość. - Upewniam się, że obydwoje jesteśmy należycie zabezpieczeni. - Ach, tak - mruknęła, chociaż nie zrozumiała, o co mu chodziło. Wyleciało jej to zresztą z głowy, gdy tylko znalazł się pomiędzy jej udami. Nigdy jeszcze nie odczuwała wszystkiego tak intensywnie każdym skrawkiem swego ciała. To była błogość. Objęła go mocno, z cichym, niecierpliwym westchnieniem. Do głębi ją przenikało gwałtowne pragnienie połączenia się z nim. Wstrzymała oddech. Alec, cal po calu, zagłębiał się w nią. - Och, kochanie - jęknął - czy jesteś gotowa na więcej? - Tak! - Otwórz się głębiej na mnie. Odpręż się. Nie zrobię ci krzywdy. Usłuchała go. Zaparło jej dech, gdy poczuła niewielki, ale ostry ból wewnątrz siebie. Alec zamarł bez ruchu. Potem pocałował ją w czoło. - Teraz twoja kolej, moja miła. Mamy przed sobą całą noc, jeśli tylko tego chcesz. - Spojrzał jej w twarz, wspierając się na łokciach. - Czy wszystko dobrze? Skinęła głową, choć dławiło ją w gardle. Ból szybko minął, a ona miała wrażenie, że cherubinki wirują wokół łoża. Kątem oka dostrzegła odbicie Aleca w jednym ze zwierciadeł. Jego postać, spoczywającą na niej, i piękną linię nagich pleców. Przymknęła oczy, kiedy musnął jej policzek i piersi, na nowo rozniecając w niej żar. - Becky, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Uniósł lekko jej ciało, zagłębiając się w nie jeszcze mocniej. - Wolniej - poprosiła. - Teraz lepiej? - Och, tak. - A teraz? - Kilka chwil później wygiął plecy w łuk tak mocno, że można było pomiędzy nich wsunąć dłoń. Gdyby się poruszał, krzyczałaby z bólu, ale był świetnym kochankiem - nie zrobił tego. - Dobrze? - Tak. - Objęła go za szyję, przyciągając bliżej. - Nie jestem tak bogaty jak Draxinger, ale przynajmniej nie tak bezwzględny jak Rush. Roześmiała się bez tchu. Ten śmiech sprawił, że jej ciało przylgnęło do niego jeszcze mocniej. - Becky, ty... robisz ze mną coś niesamowitego. Nie potrafię tego wytłumaczyć. - Coś dobrego? - Bardzo dobrego. Cudownego - odparł ledwo dosłyszalnie, całując ją z przejęciem. - Nie mogę z tobą zostać na zawsze, Alec. - Możesz. Oczywiście, że możesz. Zastanów się nad tym. Nagle zdała sobie sprawę, że