Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/fiskalne.bialystok.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra7/ftp/fiskalne.bialystok.pl/paka.php on line 5
jak wiele dla mnie znaczysz. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką.

jak wiele dla mnie znaczysz. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką.

  • Inka

jak wiele dla mnie znaczysz. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką.

19 April 2021 by Inka

Spuściła głowę i po chwili popatrzyła na Liz smutnym wzrokiem. - Tak bardzo się bałam tego, co może zrobić matka, że przestałam się troszczyć o ciebie. A tamtego dnia... zupełnie się załamałam. Liz poczuła dławienie w gardle. Rozumiała. Choć wolałaby nie rozumieć. Tego dnia ona załamała się także. Odsunęła się od Glorii i podeszła do swojego biurka. Wpatrywała się w zarzucony papierami blat, wymyślając sobie od idiotek za to, że dopuściła do tej rozmowy. Zacisnęła powieki. Nie umiała zapomnieć, czego się dowiedziała o matce Glorii w ciągu minionych tygodni. Oglądała wiadomości telewizyjne, czytała gazety i cały czas zastanawiała się, co naprawdę znaczyło być córką Hope St. Germaine. Przez wszystkie te lata Gloria miała prawo się bać. - Przyszłam tu dzisiaj także po to, żeby podziękować ci za to, co zrobiłaś dla Santosa. Na wspomnienie Santosa Liz zesztywniała. Poczuła gniew i ból. Współczucie i zrozumienie znikły. Spojrzała wyzywająco w twarz Glorii. - Nie zrobiłam tego dla niego - powiedziała szorstko. - A już na pewno nie po to, żebyście żyli sobie we dwoje długo i szczęśliwie. - Wiem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że... nigdy nie przestałam go kochać, Liz. Nigdy. We wzroku Glorii było coś, co ją zdumiało. Smutek i namiętność, które świadczyły o głębi uczuć. Uczuć zbyt silnych i intensywnych, by mogły być tylko kaprysem zepsutej egoistki. Jej własne uczucia bladły wobec tego, co widziała w oczach Glorii. Przed jej oczami stanął nagle obraz z odległej przeszłości. Dwie dziewczyny stojące w szkolnym korytarzu i zaśmiewające się do rozpuku. Miały wówczas przed sobą całe życie. Jedna z nich poznała właśnie chłopca i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Mówiła, że ten chłopiec jest jej przeznaczony. Być może był. W oczach Liz zakręciły się łzy. Odwróciła wzrok i szybko spojrzała na zegarek. - Jeżeli to wszystko... - zaczęła, lecz nie skończyła. - Naprawdę muszę wracać do pracy. - Oczywiście. - Gloria cofnęła się w kierunku drzwi. - Dziękuję ci, że poświęciłaś mi czas. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Wiem, że jesteś... bardzo zajęta. Sama trafię do wyjścia. Liz patrzyła, jak Gloria odwraca się, podchodzi do drzwi, otwiera je i przekracza próg. Nie. Nie mogła pozwolić, by odeszła, nie poznawszy całej prawdy. - Glorio? Gloria przystanęła i obejrzała się przez ramię. - Tego dnia... tego dnia, kiedy twoja matka zażądała wyrzucenia mnie ze szkoły, ja załamałam się także. Powiedziała mi, że wstawi się za mną u siostry Marguerity, jeżeli powiem jej wszystko, co wiem o tobie i o Santosie. Byłam przekonana, że ona wie, że ty i Santos jesteście kochankami. Ja także bardzo się bałam. Bałam się, że stracę stypendium. Bałam się twojej matki, swojego ojca... - Miałaś szesnaście lat - powiedziała cicho Gloria. - W tym wieku naprawdę można się bać. - Później też. - Liz popatrzyła Glorii w oczy i uśmiechnęła się nieznacznie. - Wiesz co, Glo? To już za nami. Nie wracajmy więcej do przeszłości. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY Chłopak z apteki, niejaki John Francis Bourgeois, został aresztowany i oskarżony o zamordowanie ośmiu młodych kobiet. Dowody rzeczowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości: ślady zębów na jabłkach oraz testy DNA z krwi i płynów fizjologicznych znalezionych na ofiarach świadczyły niezbicie, że nikt inny nie mógł być mordercą. Dochodziło do tego zeznanie Tiny. John Bourgeois nie był ostatnim klientem Billie, ale kręcił się w pobliżu. Tina widziała go, zamieniła z nim nawet tamtej nocy kilka słów. Nie kojarzyła go z morderstwem, lecz on myślał inaczej. Przestraszył się, że przypomni sobie o nim, kiedy policja zacznie ją przesłuchiwać. Był pewien, że oficerowie śledczy skojarzą fakty, dlatego postanowił pozbyć się dziewczyny. Zaczął ją śledzić, czekając na odpowiedni moment. Zobaczył ją przy telefonie i zaprosił do środka, żeby poczekała w aptece. A potem wpadł. Santos siedział na kanapie w swoim mieszkaniu, ogłuszony panującą wokół ciszą. Nie pomylił się w żadnym szczególe. Dziewczęta znały i lubiły Johna, który próbował je nawracać. Czyż jego wuj nie mawiał, że „kto się boi Pana, nie zazna ciemności ani bólu”? Santos nie mylił się także co do tego, że John zamierzał wynieść się z miasta. Mylił się wszakże co do jednej, najważniejszej rzeczy: John Francis Bourgeois miał dwadzieścia dwa lata, więc kiedy została zamordowana Lucia Santos, był pięcioletnim brzdącem. To nie on. Westchnął ciężko. Nie znalazł zabójcy swojej matki. Nie pomścił jej śmierci. I raczej nigdy go nie znajdzie. Wstał i podszedł do okna. Wyjrzał na pustą ulicę. Świtało, miasto pogrążone było jeszcze we śnie. On także potrzebował snu, ale nie mógł zmrużyć oka. Dotknął szyby opuszkami palców, czując ciepło nadchodzącego dnia. Powrócił myślami do wieczoru sprzed tygodnia, kiedy to uwolnił zamkniętą w bagażniku Tinę. Wtuliła się w niego, łkając i dziękując mu za to, że żyje. Zacisnął powieki. Uczucia dławiły go. Nie dane mu było uratować własnej matki, ale uratował Tinę. Schwytawszy Śnieżynkę, ocalił wiele, bardzo wiele dziewcząt. To też była jakaś satysfakcja. Na dodatek, zupełnie jak w bajce, Tina przysięgła, że zmieni swoje życie. Miała zamiar przenieść się do małego miasteczka, gdzie nikt jej nie będzie znał, podjąć pracę i na zawsze zerwać z prostytucją. Santos dał jej nawet trochę pieniędzy, tyle ile zdołał zaoszczędzić. Obiecała, że kiedyś mu odda, chociaż wcale mu na tym nie zależało. Ostatecznie zrobił dla niej to, co obiecał wiele lat temu - wrócił po nią, pomógł. Odszedł od okna, myśląc o matce. Ojej życiu i śmierci. O tym, jak go kochała i jak bardzo, wbrew wszystkiemu, kochała świat. Może właśnie dlatego powinien zapomnieć o nienawiści. Dla niej. Uwolnić się od gniewu i poczucia winy. Od bólu. Tak, trzeba żyć dalej. Stawiać czoło rzeczywistości. Cieszyć się życiem. Że jest się tutaj, w tej chwili. Nie nienawidzić, lecz kochać... Gloria. Gloria miała rację - źle ją osądzał, był głupi, że nie chciał uwierzyć w jej miłość. Domagał się, by dowiodła mu swoich uczuć, jakby sam nie wiedział, co jest wart. Nawet kiedy pojawił się na pogrzebie jej ojca, zrobił to tylko po to, by usłyszeć jej deklarację. Przypomniał sobie Lily. Nienawiść Hope do matki rodziła w Lily nienawiść do samej siebie. Nigdy nie potrafił tego zrozumieć. Nigdy nie mógł pojąć, dlaczego Lily nie potrafiła ujrzeć siebie taką, jaką była naprawdę. Dobrą, kochającą, ze wszech miar godną miłości. On postępował tak samo: nie chciał ujrzeć w sobie człowieka, jakim był naprawdę, wartego miłości Glorii. Wreszcie przejrzał. Przeszłość odeszła. Poczuł się wolny i lekki jak ptak. Kochał Glorię. Zasługiwał na jej miłość. Mógł uczynić ją szczęśliwą. Powinien powiedzieć jej, co czuje. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY PIERWSZY Jeszcze wiele tygodni po samobójstwie matki Gloria usiłowała połączyć w całość rozproszone fragmenty ciemnej strony jej życia. Mimo że sprawiało jej to ból nie do wytrzymania, chciała poznać prawdę. Zdawała sobie sprawę, że jeśli tego nie uczyni, nie będzie w stanie żyć dalej. Zaczęła chodzić do psychiatry, który pomógł jej zrozumieć stan matki. Okazało się, że Hope była ciężko chora. Lekarz mówił o paranoi, być może schizofrenii, był przekonany, że gdyby żyła, nie stanęłaby przed sądem. Zamiast do więzienia, trafiłaby do szpitala. Gloria z całego serca pragnęła, by tak właśnie było. Wiedziała jednak, że Hope nie zniosłaby skandalu. Wolała śmierć niż upokorzenie, sama dokonała wyboru. Jej własne doznania były niezwykle pogmatwane. Czuła się osierocona i zdradzona, czuła gniew i bezradność. Żyła w uczuciowym chaosie, pozostawiona sama sobie i całkowicie zdana na łaskę losu. W ciągu dwudziestu czterech godzin jej świat zmienił się raz na zawsze, na domiar złego wszystko, co wiedziała o sobie i swojej matce, okazało się kłamstwem. Raz jeszcze zmuszona była odpowiedzieć sobie na pytanie: Kim jestem? Ukojenia szukała w domu przy River Road. Tu czuła się otoczona miłością rodziny, której prawie nie znała. W tym miejscu odzyskiwała swoje ja. Mijały tygodnie i - być może po raz pierwszy w życiu - zaczynała czuć się

Posted in: Bez kategorii Tagged: witamina e włosy, przepowiednie teresy neumann, dom edyty gorniak,

Najczęściej czytane:

go synem. Po ...

rosyjskich krewnych odziedziczył tytuł wielkiego księcia, a po ojcu został hrabią Talbot. Co za szkoda, że wuj Michael nie miał synów! - Składam ci wyrazy współczucia z powodu jego śmierci. ... [Read more...]

ostatni. Poczuła, że ...

dusi ją w gardle. Michaił przeszedł szybko przez izbę i spojrzał na nią tak, jakby była tylko rzeczą - chociaż zarazem rzeczą o pewnej konkretnej wartości. Zadrżała, gdy uniósł jej podbródek i zauważył ślad po uderzeniu szpicrutą. Spojrzał lodowatym wzrokiem na Evę. ... [Read more...]

ie z Yorkshire. ...

- Och, Boże! Przez cały czas tak myślałeś, ale nie chciałeś mi tego mówić? - Nie miej do mnie o to żalu. Pragnąłem zasłużyć na twoje względy. Becky zrozumiała, że nic go nie przekona. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 fiskalne.bialystok.pl

WordPress Theme by ThemeTaste