włosy palcami. Co za uparta kobieta! Za kogo ona się ma, żeby
mu mówić, jak ma postępować z własnym dzieckiem? Na Boga, to tylko opiekunka. On tutaj ustala zasady! Kelly jest jego córką i będzie ją wychował tak, jak uważa za stosowne. Richard wiązał właśnie sznurowadła, gdy w szparze pod drzwiami zobaczył czarną łapkę i usłyszał miauknięcie. Wstał, podszedł do drzwi i uchylił je. Kociak zajrzał do środka, po czym uniósł łepek i popatrzył na niego. Każdy by się uśmiechnął w tym momencie. Kotka owinęła mu się dookoła kostek, a on się schylił i wziął ją na ręce. - Weszłaś na teren zakazany - powiedział do zielonookiego zwierzaka. Było późno, w domu panowała cisza. Kelly leżała w łóżku. Podejrzewał, że Laura była u siebie albo na dole. Od kilku godzin nie dobiegł odgłos żadnego ruchu w domu. Kotka zamiauczała. Richard spojrzał na nią i przytulił. Zamierzał zanieść ją do pokoju córki. Kociak zaczął się wiercić. Mruczał i lizał go po szyi. Coś w nim drgnęło. Miał potrzebę kontaktu, dotyku żywej istoty. Wtulił twarz w miękkie, czarne futerko i zszedł powoli na dół. Serabi mruczała coraz głośniej. Wszedł do pokoju Kelly. Nocna lampka rzucała z kąta słabą poświatę. Położył kotka przy śpiącej dziewczynce. Serabi umościła sobie gniazdko i uspokoiła się. Dłoń Kelly natychmiast znalazła się na grzbiecie zwierzaka. Kelly myśli, że on jej tu nie chce. Od rana próbował znaleźć sposób na wytłumaczenie córce, że jest najlepszym prezentem, jaki dostał w życiu. Że bardzo jej potrzebuje. Ostrożnie usiadł na brzegu wysokiego łóżka i patrzył na śpiące dziecko. Kotka uniosła głowę i spojrzała na niego jak na intruza, a potem z powrotem zasnęła. Kelly się poruszyła. Richard zamarł. Otworzyła oczy. Ani drgnął, choć serce łomotało mu w piersi. Było na tyle ciemno, że mogła widzieć zaledwie jego sylwetkę. Nie chciał, by pomyślała, że w środku nocy zaatakowała ją jakaś przerażająca istota. - Tatusiu? Jej głosik drżał. -Tak, księżniczko. -Czy jesteś na mnie zły? - zapytało dziecko. -Och, nie, myszko! Skąd ci to przyszło do głowy? -Nigdy do mnie nie przychodzisz - wyjaśniła. -Ale teraz tu jestem, prawda? Zrobił to, czego nie powinien. Wyciągnął do niej ręce i wziął ją w ramiona. Kot zaprotestował. Uniósł więc zwierzaka i położył go na poduszce. Kelly zarzuciła mu rączki na szyję i przywarła do niego mocno. Gardło mu się ścisnęło. Cicho, uspokajająco wyszeptał jej do ucha: -Kocham cię, Kelly. Bardzo cię kocham. Tak się cieszę, że tu jesteś. -Naprawdę? -Och, tak, skarbie, oczywiście, że tak! Kocham cię. Żałuję, że nie mogę wyjść razem z tobą na zewnątrz, nie mogę bawić się z tobą na plaży. Ale to niemożliwe. -Dlaczego? - Bo... nie mogę wychodzić na słońce.